Czy można być rekruterką na luzie?
Taką z dystansem do siebie, poczuciem humoru i głosem człowieka? ;)
Według mnie tak trzeba żyć, by cieszyć się pracą rekruterki :)
I w sumie chyba każdą inną!
Czasami boję się zdjęć z LinkedIn, z których patrzą na mnie czujnym okiem „Profesjonaliści”.
Obowiązkowo w stroju biznesowym, na tle biura, z mikrouśmiechem i pozą pewną siebie.
Strach zagadać, jak człowiek ma tylko uśmiechnięty pyszczek w profilowym ;)
Oczywiście zazdroszczę im tej biznesowej sesji, gdzie powiedziano im, jak mają stać, by wzbudzać zaufanie.
Tylko, że fotograf stworzył z nich korpoklona. A ja się takich boję ;)
Trochę żartuję i mam wrażenie, że na rynku rekrutacyjnym jest lepiej niż kiedyś.
Że od rekruterów i managerów nie wymaga się już szczękościsku w kontaktach ze światem zewnętrznym.
I pojawia się więcej szczerości i lekkości w komunikacji z kandydatami.
Mimo to mam wrażenie, że młodzi rekruterzy nie zawsze mają poczucie, że mogą być sobą.
Nikt im nie pokazuje, jak swobodnie rozmawiać z kandydatami.
Dostają tylko skrypt z listą pytań, ale na takiej liście nie słychać tonu głosu :)
I potem taki rekruter recytuje pytania.
A w głowie ma stereotypy i przekonanie o tym, że rekruter musi być „profesjonalny”.
Tylko co to znaczy?
Rekruterka musi być profesjonalna. Czyli formalna.
Być może to pokłosie stereotypu „pani z okienka” albo „pani zza biurka”.
Wyobrażenie sztywnej, prostej jak struna, Pani z HR w garsonce, która „prowadzi rekrutacje”.
Takiej, która w rozmowie z kandydatem każde zdanie zaczyna od „panie Arturze” (jeśli kandydat ma na imię Artur).
I ma okulary, a podczas każdej odpowiedzi rozmówcy mruży oczy.
Albo mówi „mmmhhhhmmmm”, co może sugerować zarówno złą jak i dobrą odpowiedź.
Emocjonalnie neutralna, nie do przejrzenia, władcza i przerażająca.
(Tu bardzo by pasował ryk potwora z horroru)
Tymczasem rekruterami zostają ludzie tacy jak Ty i ja.
Ludzie z pasjami, poczuciem humoru, dystansem do świata i roli zawodowej.
Ci, którzy uśmiechną się czytając „Korposzczur płakał jak czelendżował” i dadzą serduszko pod postem Janiny daily.
Normalni, żywi, mający uczucia.
Gdy trafiają do rekrutacji, próbują wpasować się w stereotyp.
Czasem nie mają wyboru, bo tego wymaga od nich organizacja.
Dress code, schemat prescreeningu (tak, prescreen, a nie rozmowa wstępna) i słuchawka na open space.
Zdarza się, że nikt im nie narzuca formalizmu, ale on pojawia się sam.
Bo jest bezpieczny, trochę jak maska na wystraszonej twarzy.
Szczególnie gdy jako junior rekruter dzwonisz do doświadczonych kandydatów lub firm.
Ale taka sztywna zbroja uwiera niczym koszula, którą dotąd ubierałaś tylko na egzaminy.
Zwłaszcza wtedy, gdy kandydat żartuje, prowokuje do wyjścia ze schematu.
Rekruterka na luzie nie będzie traktowana poważnie
Gdy zaczynasz przygodę z rekrutacją, możesz mieć problem z określeniem dystansu do rozmówców.
Do wszystkich mówić na „Pan/Pani”, nawet jeśli to kandydat na praktykanta?
A może przechodzić na „Ty”, żeby pokazać lekką kulturę organizacji?
Wiadomo, rekruterka nie może się spoufalać.
Bo gdy zostajemy „przyjaciółmi”, wolno więcej.
Więcej wypomnieć, wymagać przysługi czy specjalnego traktowania.
„Przecież się lubimy.”
Wiele kobiet boi się, że jeśli będą żartować, nikt nie potraktuje ich poważnie.
Albo kandydat im „wejdzie na głowę”. Bo będzie odważniej negocjował i wymagał.
Lub okaże brak szacunku i nie uzna ich za oficjalnego reprezentanta firmy.
Może nawet nie będzie chciał rozmawiać i poprosi o kontakt z kimś bardziej doświadczonym.
I oczywiście można z luzem przegiąć.
Zbytnio zdrabniać, chichotać i nie posiadać podstawowej wiedzy.
Gdy umawiasz kandydata na „godzinkę”, ma zabrać „długopisik” i „dowodzik”, faktycznie może to doprowadzić do tego, że kandydat nie uzna nas za partnera w rozmowie.
Gdy będzie miał „meeting” z „hiring managerem” w „offisie” i ma zabrać „sample”, to także może odstraszyć ;)
Receptą jak zawsze jest tutaj złoty środek.
W trakcie rozmowy możesz rzucić kilka żartów, ale nie ubieraj w humor każdej wypowiedzi – warto by kandydat wiedział, że traktujesz go poważnie. Dobrze też nieco dopasować się do kandydata – jeśli trzyma ton formalny, nie heheszkuj.
Jeśli sam żartuje i dużo się śmieje, możesz informacje podawać w lżejszej formie.
A co ze współpracą wewnątrz organizacji?
Managerowie szanują tylko „profesjonalne” rekruterki
Może Ci się wydawać, że musisz być sztywna profesjonalna, żeby zbudować autorytet.
Czy to dlatego, że większość managerów ma już biznesowe doświadczenie?
Lub właśnie takie jest ich wyobrażenie procesu rekrutacji.
Bo przecież wiadomo, że na rekrutacji i HR zna się każdy ;)
I z chęcią Ci udowodni, że można wykonywać Twoje zadania lepiej.
Dlatego ubierasz zbroję formalistki i idziesz w bój o najlepszych kandydatów.
Z moich doświadczeń wynika, że jeśli na wstępie manager Cię nie szanuje, to raczej jest to jego uprzedzenie niż to, ze Ty robisz coś nie tak. Przyczyn może być wiele (to temat na inny wpis) i faktycznie formalizm bywa pierwszą reakcją obronną. Przecież nie czujesz się swobodnie w towarzystwie kogoś, kto Cię nie lubi.
I może być tak, że w przypadku pojedynczych managerów taka relacja miedzy wami już zostanie.
Zdecydowana większość managerów będzie jednak wolała kontakt z rekruterką, która ma uczucia, własne zdanie i dystans do świata. Taką, która jest żywym człowiekiem ;)
Zobacz jakie są plusy bycia rekruterką bez nadęcia ;)
Dlaczego warto być rekruterką na luzie?
Gdy w rozmowie i kontakcie pokazujesz jaka jesteś, mówisz swobodniej.
Reagujesz szybciej i naturalniej – a to pomaga budować relacje.
Jeśli żartujesz – humor dodaje lekkości rozmowie, nawet gdy temat jest nudny ;)
W moim zespole jestem znana z tego, że w rozmowie z managerami rzucam hasła typu:
„Dzwonię z okrzyczem! Uwaga!”
„Rozważ to w swoim sercu”
„io, io, RODO Buka Cię dopadnie”
Są tacy managerowie, z którymi śmieję się przez całą rozmowę.
Koleżankom z pokoju słuchanie tych rozmów też daje dużo radości ;)
W rozmowie z kandydatami luz to przejaw autentyczności, która przyciąga.
Gdy opuszczasz tarczę formalizmu, kandydat odsłania więcej siebie.
Możecie sobie popatrzeć w oczy i uśmiechnąć się.
Pomyśleć, „hej, to spoko człowiek jest”.
Bo przecież chcemy pracować ze spoko ludźmi.
Być sobą. A nie korposztywniakami.
Rekruterka na luzie jest ludzka
Popełnia błędy, ale umie się do nich przyznać.
Przeprosić szczerze, a nie zasłonić korpo formułką.
Dlatego rozumie błędy innych i stara się pomoc.
Nie ocenia. Wspiera.
Przez to jest bliższa przyjaciółce niż kontrahentowi.
To jej powiesz, że kurde, boisz się zatrudnić doświadczonego kandydata, bo trudniej będzie go dopasować do zespołu.
Albo, że pociąg Ci uciekł i nie dotrzesz na spotkanie.
Bo ludzka rekruterka wykaże zrozumienie, poojojoja, a potem razem wymyślicie rozwiązanie.
Gdy trzeba pogrozi palcem i popchnie lekko do działania.
Albo powie „Spoczko, to normalne, proponuje to i to”.
Bo rekruterka na luzie jest wciąż dobrą rekruterką.
Na luzie nie znaczy: olewam, nie wymagam, tylko heheszki i zero pracy!
Dystans i humor pomaga w codziennej pracy.
Ale wciąż jest to praca, wiec działać trzeba.
Możemy się pośmiać nad idealnym profilem kandydata, ale profil wciąż musi powstać i mieć sens.
Mimo, że działam z lekkością, nie oznacza to, że niczego nie wymagam.
Przeciwnie – egzekwuje decyzje i działania, ale robię to tak, że kopniaki ode mnie mniej bolą.
Sprawiam, że rzeczy się dzieją, ale przy okazji jest miło.
Nie potrzebuję tarczy ze sztywnych formułek, bo umiem się bronić sama ;)
Znam swoją wartość i wiem jaka jestem.
Chciałabym, by więcej rekruterek też pokazywało, że wie ;)
Autor zdjęcia: Seth Doyle/unsplash.com