Negatywny stereotyp rekrutera to rzecz, którą pewnie już znasz.
Rekruterów oskarża się o to, że:
- nie podają wynagrodzenia i opisu projektu,
- długo nie odpowiadają na aplikację albo nie odpowiadają wcale,
- nie dają feedbacku albo jest skrótowy, „słaby”,
- odrzucają od razu po CV, nie czytają dokumentów,
- nie doceniają „nietypowych” kandydatów,
- zadają złe pytania na rozmowie rekrutacyjnej.
Czyli rekruterzy to zło, najgorsza „masa ludzka”, nieprofesjonalna, wredna i złośliwa.
No ale jesteś Ty. W roli rekruterki lub rekrutera. Ups!
Negatywny stereotyp rekrutera wywołuje dysonans.
Negatywne opinie o rekruterach walczą z naszą samooceną. Każdy chce myśleć o sobie dobrze!
Przecież Ty jesteś OK i chcesz dobrze, lubisz tę pracę i Ci się podoba!
A tu słyszysz, że rekruterzy to zło, najgorsza ludzka masa. A Ty nie chcesz być odbierana jako zła osoba!
Nie chcesz być oskarżana o takie rzeczy, nie chcesz się tłumaczyć i bronić przed innymi.
Chcesz być podziwiana, chwalona, szanowana za pracę, którą wykonujesz.
Każdy chce!
W związku z tym możesz mieć w sobie pytania:
- Czy mam się wstydzić, że rekrutuję?
- Czy już zawsze moja praca będzie krytykowana, będę się tłumaczyć za innych?
- Czy jest sens się starać, skoro i tak dostanę po głowie?
- Czy mam prawo się chwalić, skoro rekruterów spotyka tylko krytyka?
- Czy moja praca kiedykolwiek będzie doceniona?
Czyli w skrócie: Jak żyć?
Negatywny stereotyp rekrutera jest silny.
Czasem myślę, że rekruter to osoba, która reprezentuje całe „zło” związane z procesem zatrudniania, choć w zasadzie sama rola jest nowa. Bo przecież kiedyś rekrutowały „kadrowe” albo „sam Pan prezes”. Wydzielenie tej funkcji i specjalizacja w jej ramach to dopiero kwestia ostatnich 20-30 lat. Sam dział HR to nowy twór, bo pamiętam jak na początku zawodowej drogi tłumaczyłam, że nie jestem „kadrową” :D
Pamiętaj, że w głowach ludzi rekruter = mentalna reprezentacja procesu rekrutacji w firmie.
Nie konkretna osoba, ale wirtualny byt, który „nie umie”, „myli się” i „chce źle” ;) Zwróć na to uwagę, gdy obserwujesz dyskusje w sieci – oskarżenia latają pod adresem rekrutera, a często dotyczą… kwestii, za które rekruter nie odpowiada :) Przykład: Za ostateczną decyzję rekrutacyjną odpowiada manager zatrudniający, a nie rekruter/ka!
Wiele osób zakłada naszą niekompetencję nawet nie sprawdziwszy faktów ;) Moim ulubionym wspomnieniem jest dyskusja pt. „Kompetencje techniczne vs miękkie”, w której, gdy wyraziłam opinię, otrzymałam komentarz „Piszesz tak, bo pewnie rekrutujesz same HRy, marketingowców, żadnej roli technicznej”, pisał to Specjalista IT a ja z radością odpisałam „No zatrudniłam na przykład Ciebie” :D
Pamiętaj, że negatywny stereotyp roli rekrutera to… stereotyp.
W tym wypadku stereotyp = zestaw przekonań o tym, jaki ktoś jest na podstawie wybranej informacji. A więc nie jest to ocena Ciebie jako osoby, ale uogólniona opinia. Czasem ktoś jest gotów ją zweryfikować i z ciekawością zechce poznać realia zawodu, czasem – mur i beton, połączenia nie ma ;)
Jednym z ciekawych przejawów tego, jak działa stereotyp jest sytuacja, gdy ktoś twierdzi, że „rekruterzy to zło”, a równocześnie „no ale Ty jesteś OK” :D Czyli wprost, w kontakcie z fajną rekruterką, nie umie utrzymać „złej” opinii, ale jeszcze wewnętrznie walczy o zachowanie całości przekonania.
Negatywny stereotyp roli rekrutera – co możesz zrobić?
Wierzę, że trudno jest zmienić opinię o całej branży, jednak zdecydowanie można budować dobre doświadczenia rekrutacyjne. Jedno po drugim, powolutku – może nie „zbawisz” całej branży, ale dzięki Twojej pracy przynajmniej kilku kandydatów powie „A wiesz, że mój proces rekrutacji był super?”. I o to warto walczyć :) Co możesz zrobić?
Staraj się najlepiej, jak możesz, w warunkach, które Ci stworzono.
Jeśli Twoja baza danych jest w Excelu, wszystkie maile wysyłasz ręcznie a CV przeglądasz osobiście otwierając plik po pliku… to te warunki pracy mają swoje konsekwencje. Bez automatyzacji maili zdarzą się pominięcia w komunikacji. Bez systemu do udostępniania plików – przeglądanie aplikacji trwa dłużej. I tego nie zmienisz.
Dlatego staraj się, ale równocześnie pamiętaj, że nie odpowiadasz za decyzje organizacji. Możesz sugerować usprawnienia (a ich wdrożenie trwaaaa…), ale jeśli wciąż słyszysz „NIE”, to nie trać sił na walkę z wiatrakami. Skup się na sumiennej pracy, rozwiązywaniu problemów i najlepszej komunikacji z kandydatami, jaką możesz zeoferować. Tylko i aż, tyle.
Pamiętaj, że działasz w określonej organizacji i jej ramach.
Sprawdzaj: Na co masz wpływ? A na co nie masz?
Firma nie chce ujawniać widełek, choć pokazujesz, że warto? Nie masz telefonu służbowego? Narzędzia pracy są, jakie są? Na zmianę tych elementów możesz nie mieć wpływu (albo uznanie Twoich argumentów potrwa). I tak już w zawodowym życiu jest ;)
Zawsze jest jednak coś, na co masz wpływ. Twoja organizacja czasu pracy, styl komunikacji czy relacje z managerami. Twoja wiedza z zakresu branży, w której rekrutujesz. Twoja marka osobista. Jeśli skupisz się na nich, możesz z czystym sumieniem powiedzieć, że robisz max, jaki się da. Zmieniasz i dbasz o to, na co masz wpływ.
I może być tak, że ze zdumieniem odkryjesz, że rekrutuje Ci się lepiej a kandydaci… rozumieją kontekst. Gdy będziesz się nimi opiekować, jasno i odpowiednio przekazywać status sprawy, z lekkością i może żartem tłumaczyć, jak przejść przez proces (ach ten długaśny formularz aplikacji!) – to jakoś dacie radę :) Razem. I po procesie zapamiętają dobrą energię i fajną relację, a nie to, że CV dwa razy nie chciało się wczytać do bazy ;)
Dbaj o własną komunikację.
Tam gdzie możesz, pilnuj przekazywania danych, decyzji, terminów. Bądź w kontakcie.
Zdziwisz się, jak wiele od tego zależy. Jak wiele można ominąć, naprawić i załatwić, jeśli… odpowiednio o tym opowiesz. I wcale nie chodzi o korpo-gadki. Możesz być naturalna – bo rekruterka nie musi być sztywniakiem! ;) (LINK).
Bardzo ważny jest też czas. Czy dotrzymujesz obietnic, czy uprzedzasz o tym, co będzie dalej. Czyli: czy kandydat/ka ma wrażenie drogi, którą masz pod kontrolą. W której mogą się zdarzyć rzeczy nieprzewidziane i dezorientujące (Jak BOTy wysyłające spontaniczne maile do bazy kandydatów!), jednak dzięki Twojemu opanowaniu i wiedzy są do ogarnięcia. Droga jest bezpieczna.
Bo kandydaci (choć nie ufają rekruterom, choć mogą myśleć, że „rekruter to zło”) chcą, żeby się nimi zaopiekować, żeby traktować ich jak VIPów.
Albo choćby okazywać szacunek i zrozumienie dla ich czasu, sytuacji życiowej i zaangażowania. Kandydaci (oraz managerowie) CHCĄ Ci ufać. Dobrą komunikacją osiągniesz to najszybciej.
Edukuj innych – mów, jak wyglądają realia tej pracy.
Ten punkt był kiedyś odkryciem dla uczestników sesji ROC day, którą prowadziłam :D Dyskusja skręciła w „ojojanie”, że kandydaci i managerowie nie wiedzą i nie rozumieją perspektywy rekrutera. A przez to nie szanują, nie cenią, nie chwalą. Spytałam wtedy: Skąd mają znać Waszą perspektywę, jeśli im o tym nie mówicie? ;) Czułam, że niektórym zabłysły synapsy :D
Więc jeśli tylko masz szansę – mów, jak wygląda praca rekrutera. Jakie mamy ograniczenia, jakie wyzwania. Pokazuj „backstage” pracy, której skrawki widzą inni.
I nie chodzi o wielkie monologi, czasem to kilka zdań lub odpowiedź na pytanie znajomej „Dlaczego minął miesiąc a nikt jeszcze nie odpowiedział na aplikację?”.
Mów wprost, co jest patologią branży i mieć miejsca nie powinno (pytanie o planowanie ciąży, żarty dotyczące seksualności czy religii) – zarówno, jeśli to zachowanie rekrutera/ki jak i managera/ki. Pamiętaj też o pozytywach: chwal się, jeśli wywalczysz zatrudnienie dla osoby, w którą nikt nie wierzył po analizie CV a Ty chciałaś, żeby dać jej szansę!
Przyznawaj się do błędów, ale nie bierz winy za „wszystko”.
Zmieniaj branżę mini krokami – jeden kandydat i dobry proces at a time!
W końcu praca rekruterki jest fajna! :)
Autor/ka zdjęcia: Sydney Sims / unsplash.com